Masz za dużo aplikacji! Telefon ledwo zipie, pamięć pełna, a mimo to do śledzenia wydatków używasz notatnika. Dlaczego? Ponieważ dedykowane apki są przeładowane funkcjami, których nie potrzebujesz, i ciągle wysyłają jakieś powiadomienia. Google najwyraźniej zauważyło ten problem i proponuje rozwiązanie, które samo w sobie brzmi lekko absurdalnie. Właśnie wypuścili globalnie Opal, narzędzie z ich eksperymentalnego laboratorium, które ma budować mini-aplikacje na podstawie… Twojego opisu.
Bez kodu, bez przeciągania bloczków, po prostu mówisz, czego chcesz. Czy to początek końca ery programistów, czy tylko kolejna zabawka, która zniknie za rok? Sprawdzamy.
Co to jest Google Opal?
Opal to najnowszy projekt wyjęty prosto z Google Labs – miejsca, gdzie rodzą się pomysły czasem genialne, a czasem dziwaczne i szybko lądujące na cyfrowym cmentarzu. Tym razem jednak pomysł wydaje się całkiem sensowny. Opal to kreator mini-aplikacji, który do działania wykorzystuje sztuczną inteligencję, a konkretnie model Gemini.
Kluczowe jest tu słowo “mini”. Nie zbudujesz w tym drugiego Instagrama ani skomplikowanego systemu rezerwacji biletów. Chodzi o tworzenie małych, wysoce wyspecjalizowanych narzędzi, które rozwiązują jeden, konkretny problem. Twój problem.
Sercem Opala jest przetwarzanie języka naturalnego. Zamiast pisać kod, przeciągać bloczki czy uczyć się skomplikowanych interfejsów, po prostu otwierasz Opal i piszesz (lub mówisz) coś w stylu… stwórz narzędzie do śledzenia nawyków, które co wieczór spyta mnie, czy ćwiczyłem i czy przeczytałem 20 stron książki, a jeśli nie, wyśle mi żartobliwego mema. AI analizuje prośbę i generuje działającą mini-apkę. Przynajmniej taka jest teoria.
Jak to właściwie działa w praktyce?
Google na swoim blogu podaje kilka przykładów, które dobrze obrazują zastosowanie Opala. Możesz mu zlecić stworzenie narzędzia do obliczania kieszonkowego dla dziecka na podstawie wykonanych obowiązków domowych, albo poprosić o generator kreatywnych opisów pod zdjęcia na media społecznościowe, bazujący na kilku słowach kluczowych. Przyziemne zastosowania obejmują też stworzenie prostej listy zakupów dla konkretnej diety czy kalkulatora procentowego postępu prac przy domowym remoncie.
Siła Opala ma leżeć w personalizacji. Zamiast pobierać rozbudowany kombajn do liczenia kalorii, który wymaga rejestracji, podania grupy krwi i adresu zamieszkania babci, możesz w trzy minuty stworzyć własny, prosty licznik.
Chcę tylko wpisywać kalorie i widzieć sumę. Nic więcej. Żadnych wykresów, żadnych porad dietetycznych, żadnych powiadomień push o nowej diecie cud.
Na podstawie podobnego opisu dostaniesz niemalże gotowca.
Oczywiście można też stworzyć bardziej humorystyczne zastosowania typu… stwórz licznik, ile razy w tygodniu obiecałem sobie, że pójdę na siłownię, a ile faktycznie poszedłem. Można też stworzyć prosty generator wymówek… dlaczego nie mogę wyjść ze znajomymi w piątkowy wieczór. Możliwości są ograniczone tylko i aż sprawnością modelu Gemini w rozumieniu Twoich intencji.
Po co nam kolejna apka, skoro i tak ich nie używamy?
Pytanie jest jak najbardziej zasadne. Wpadamy w pułapkę kolekcjonowania aplikacji. Ciekawym faktem jest to, że choć przeciętny użytkownik ma zainstalowanych około 40-60 aplikacji, to aż 89% swojego czasu spędza, korzystając z zaledwie kilkunastu z nich. Reszta to “kurzołapy”, które uruchamiamy raz na kwartał, albo wcale.
Problem jest szerszy. Według danych o monetyzacji aplikacji, średni odsetek retencji (czyli to, ile osób wciąż używa aplikacji) spada do zaledwie 7,5% już po 10 dniach od pobrania. Oznacza to, że większość programów ląduje w cyfrowym koszu niemal natychmiast.
Jesteśmy przywiązani do urządzeń. Badania pokazują, że dla młodych dorosłych ciągła obecność w sieci stała się normą, a wyjście z domu bez telefonu potrafi generować duży dyskomfort. Jesteśmy więc przywiązani do urządzeń, które są zaśmiecone programami, których nie używamy.
Google zdaje się mówić… OK, rozumiemy. Zamiast 40 predefiniowanych apek, zrób sobie 100 mini-apek, ale takich, które faktycznie coś dla Ciebie robią.
Opal wpisuje się w szerszy trend “no-code” (bez kodu) i “low-code” (mało kodu). Mamy tu do czynienia z ruchem, który ma na celu upowszechnianie technologii. Nie musisz być programistą, żeby coś stworzyć.
Rynek potwierdza, że to przyszłość. Analitycy z firmy Gartner przewidują, że do 2026 roku aż 75% nowych aplikacji tworzonych przez przedsiębiorstwa będzie wykorzystywać właśnie technologie low-code lub no-code. Na tym przykładzie widać, jak bardzo firmy stawiają na szybkość i elastyczność. Wiedzą, że szybciej jest “wyklikać” wewnętrzne narzędzie, niż angażować do tego cały zespół deweloperów na trzy miesiące. Opal próbuje przenieść ideę szybkości i personalizacji z wielkich korporacji prosto na Twój prywatny telefon.
Czy programiści właśnie stracili pracę?
Za każdym razem, gdy pojawia się narzędzie “no-code”, w internecie podnosi się lament, że programiści niedługo będą sprzedawać warzywa na targu. Nic z tych rzeczy. Google samo podkreśla na swoim blogu, że Opal nie ma zastępować deweloperów. Ma dać proste narzędzia zwykłym użytkownikom.
Różnica jest zasadnicza. Opalem stworzysz kalkulator napiwków. Nie zbudujesz w nim systemu bankowego, zaawansowanej gry 3D ani algorytmu zarządzającego logistyką w firmie kurierskiej. Profesjonalne programowanie to nie tylko pisanie kodu – to architektura systemu, bezpieczeństwo danych, optymalizacja wydajności i zarządzanie bazami danych, o czym Opal nie ma zielonego pojęcia.
Zaryzykuję nawet tezę, że programiści mogą się ucieszyć. Zniknie część drobnych, męczących próśb od innych działów w firmie np. zrób mi szybciutko taki mały formularz, co liczy. Teraz każdy będzie mógł sobie “wyklikać” taki formularz sam, a programiści zajmą się poważnymi zadaniami. Opal jest dla ludzi, którzy potrzebują młotka, a nie dla tych, którzy budują wieżowce.
Globalny poligon doświadczalny
Pamiętajmy o jednym – Opal pochodzi z Google Labs. Oznacza to, że jest to oficjalny, publiczny eksperyment. Globalna premiera nie oznacza, że dostajesz gotowy, dopieszczony produkt. Oznacza, że Google właśnie powiększyło swój poligon doświadczalny z kilku tysięcy do kilkuset milionów potencjalnych użytkowników.
Korzystając z Opala, stajesz się testerem. Narzędzie będzie się mylić. Czasem nie zrozumie Twojego polecenia, a czasem wygeneruje coś kompletnie bezużytecznego. Google na swoim blogu wyraźnie zaznacza, że liczy na informację zwrotną. Chce wiedzieć, co działa, a co nie.
Nie ma w tym nic złego, taka jest natura postępu. Musisz mieć jednak świadomość, że nie jest to jeszcze w pełni niezawodne narzędzie, a raczej ciekawy prototyp, którym pozwolono nam się pobawić.
Kiedy otworzą bramy do fabryki narzędzi?
Google dało ci właśnie fabrykę narzędzi. Małą, trochę zakurzoną i na razie produkującą głównie proste młotki, ale to Twoje młotki. Zamiast czekać, aż ktoś w Dolinie Krzemowej wymyśli, jak chcesz liczyć swoje wydatki, teraz możesz to (przynajmniej spróbować) zrobić sam.
Ważne! Opal został uruchomiony globalnie, ale narzędzie to nie jest jeszcze dostępne dla użytkowników w Polsce. Musimy uzbroić się w cierpliwość, czekając, aż Google otworzy swoje eksperymentalne narzędzie także dla nas. Oczywiście jeśli chcesz się pobawić nim “na już” istnieją sposoby. Polscy użytkownicy muszą obecnie zastosować rozwiązania omijające ograniczenia geograficzne, np. poprzez użycie sieci VPN z serwerem ustawionym na Stany Zjednoczone lub jeden z oficjalnie wspieranych krajów.
Źródło: Google Labs, Własne